piątek, 8 listopada 2013

O tym jak na gdyńskim TEDx było



Nadzieje miałam ogromne, bowiem nie od dziś jestem pasjonatką TEDowych wystąpień i zawsze kiedy potrzebuję dodatkowej dawki inspiracji, czy motywacji do działania, TED przychodzi z pomocą. Dlatego też kiedy dowiedziałam się, że w Gdyni będzie organizowany TED, nie mogło mnie tam zabraknąć. Pełna oczekiwania, ekscytacji i nadziei czekałam na ten dzień i kiedy nadszedł wraz z nim spłynęło na mnie duże rozczarowanie.

Samo miejsce (sala kinowa gdyńskiego Experymentu) sprostało – było wygodnie, TEDowo, nowocześnie i jak dla mnie miejsce sprzyjało networkingowi…chociaż już przy zaplanowanym networkingu przed oficjalnym rozpoczęciem zaczęło zgrzytać. 15 minut po planowanym czasie rozpoczęcia networkingu, który miał być prowadzony przez jednego z trójmiejskich coachów, uczestnicy zaczęli się za nim, a w zasadzie za Nią rozglądać. W końcu zaczęli pytać organizatorów gdzie mogą znaleźć Panią, która prowadzi networking i usłyszeli: 'też chcielibyśmy wiedzieć…miała być 17:15, ale jeszcze jej nie ma i nie wiemy kiedy będzie'… ale jako, że początki bywają ciężkie, nie zraziłam się tym, poza tym sądzę, że jeśli chcesz się 'znetworkować', to moderator nie jest Ci niezbędny. Niemniej jednak odpowiedź organizatorów powaliła i nie mogłam o niej nie wspomniećJ Kiedy zaczęły się prezentacje było już tylko gorzej – wystąpienia mało odkrywcze, dalekie od inspirowania, zaciekawienia, a prelegenci w dużej części dalecy od osób, których chętnie się słucha.
 
Po raz kolejny keep calm atakuje...
Dlaczego? Głównie z uwagi na niewystarczające przygotowanie technicznie do wystąpień - niestety byli tacy, których wystąpienia zdominowane przez 'yyyyy' skutecznie odciągały uwagę od treści i dalekie były od TEDów, które można oglądać w internecie. Ale odchodząc już od technicznych potyczek prelegentów samych z sobą, mogłabym przejść do treści, aby się na niej skupić… jednak i tu nie bardzo mogę powiedzieć coś pozytywnego. 

Moje najlepsze wspomnienie z TEDa - wystąpienie Macieja Wojnickiego











Maciej Wojnicki z FabLab Trójmiasto był jedyną osobą, która pokazała, że ma pasję i z której wystąpienia poczułam lekki TEDowy zefirek. Poza tym Agata Witczak mówiła ciekawie, choć dla mnie osobiście mało odkrywczo. Pozostałe wystąpienia nudziły, a ich dopełnieniem były pytania od prowadzących gdyńskiego TEDa – którzy byli nienaturalni, a ich pytania jak dla mnie nie wnosiły wartości dodanej.

Słowem moje rozczarowanie jest duże…może nie spodziewałam się fajerwerków na światowym poziomie, ale to zdecydowanie nie był TED, na którego chciałam się wybrać. Nie tracąc nadziei czekam na sopocką odsłonę na początku 2014 roku – miejmy nadzieję, że będzie inspirował

2 komentarze:

  1. Byłem, słyszałem, potwierdzam i wracam do TEDów z neta

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja niestety nie byłam - słyszałam i czytałam różne opinie, ale faktycznie sporo ludzi jest rozczarowanych. Szkoda :(

    OdpowiedzUsuń